Ja “matka-kwoka” – czyli moja walka z własną nadopiekuńczością

Kiedy zobaczyłam kolorowe parasolki zawieszone pomiędzy dachami dwóch budynków i mojego synka biegnącego by się pod nimi schronić, w mojej głowie obraz zamienił się w symbol. Pomyślałam wtedy, że ja na każdym kroku staram się rozkładać nad moim dzieckiem taki właśnie parasol. Parasol ochronny. Najlepiej, żeby był taki kolorowy, jak te nad Jego głową. Wtedy życie będzie przypominało bajkę. Czasem mam wrażenie, że w tym dążeniu do zapewnienia dziecku wszystkiego co najlepsze, gubię gdzieś po drodze zdrowy rozsądek. Co zrobić, żeby nie przesadzić, albo co gorsze zwariować?

Chyba muszę przyznać się do tego, że wciąż bywam matką nadopiekuńczą. Tak zwaną matką kwoką. Walczę z tym od mniej więcej szóstego miesiąca życia mojego dziecka, bo właśnie wtedy dotarło do mnie, że zbyt mocno przeżywam wszystko co dotyczy Mikołajka. Dziś Mikołaj ma blisko cztery lata i żyje mi się trochę łatwiej. 😉 Wszystko to okupione jest pracą i przypominaniem sobie samej, że muszę wychować człowieka silnego i samodzielnego. Takiego, który będzie umiał sobie poradzić z większymi przeszkodami w życiu, niż drabinka ze szczebelkami zbyt oddalonymi od siebie, czy zbyt stromą zjeżdżalnią.

Być może geneza tego „problemu” leży w tym, że w drugiej dobie życia synek zachorował jeszcze w szpitaliku zapalenie ucha. Leżeliśmy w nieogrzewanej sali z nieszczelnymi oknami. A były to pierwsze, zimne dni października… Dopiero bardzo stanowcze działanie ze strony mojej i męża zmieniły postać rzeczy. Dwa tygodnie spędzone w tamtym miejscu odbiły się na mojej psychice i niestety w pewnym stopniu na zdrowiu malucha. Na skutek antybiotykoterapii, pojawiła się skaza białkowa, której pozbyliśmy się po 10ciu miesiącach bezmlecznej diety.

Znam wiele podobnych historii i czasem zastanawiam się, ile z nas „zdiagnozowało” u siebie taką przypadłość. Podziwiam te dzielne matki, które stawiają czoła naprawdę trudnym wyzwaniom, jakie stawia przed nami życie. Często próbuję postawić się w ich sytuacji i zastanawiam się, czy ja dałabym radę. Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek zniesie tyle prób ile przyniesie mu los. Tak staram się myśleć.

Using of only viagra cheapest price you could try this out one sachet is allowed on a strict note. If your constant lover or husband, suddenly began to suffer a similar viagra buy cheap problem, he needs a helping hand, and that’s when ART techniques come in. New technologies came into the market viagra for and also making new records which is leading to an increase in the number of buyers. It has the efficiency to stop the symptoms of ED, seek for buy cialis from india a Kamagra seller either online or through physical store.

Dziś mój syn mało choruje, jest ciekawym świata, radosnym dzieckiem. Dlaczego więc do tego wracam? Wspomnienie tamtych chwil jeszcze czasem samo o sobie przypomina. Najczęściej w trudnych momentach. Cieszy mnie fakt, że zdarza się coraz rzadziej. W tych chwilach słabości staram się koncentrować na tym, ze trudne chwile przyniosły ze sobą pewną mądrość. Uświadomiły mi bowiem jak silna jest więź matki z dzieckiem. Jak zdeterminowane potrafimy być w walce o jego zdrowie i szczęście. I to daje mi dodatkową siłę. Myślę że jestem już przynajmniej w połowie drogi do tego by przede wszystkim delektować się macierzyństwem. By strach pojawiał się coraz rzadziej. By na placu zabaw, widzieć najpierw możliwość miłego spędzenia czasu, a dopiero na końcu ewentualne zagrożenia.

Jesper Juul – dunski pedagog i pisarz powiedział:

„Dzieciństwo jest jak maraton. My, dorośli, możemy stać na trasie, kibicować, podawać napoje i jedzenie, ale dzieci muszą go przebiec same. Nie możemy zrobić tego za nich ani zanieść ich na metę na rękach.”

I staram się o tych słowach pamiętać. 🙂 A czy Wy jesteście, lub bywacie takimi mamami – kwokami? Jeśli tak, to jak sobie z tym radzicie?

zdjęcia* Patryk Ptak

Your email address will not be published. Required fields are marked *

RiE World | Lifestyle & Entertaining Tips

A Women’s Lifestyle Magazine. Your Expert in Effortless Entertaining, Inspiring Living and all things Beautiful & Delicious!
ZOBACZ TAKŻE
żurawinowe martini
Żurawinowe martini – sylwestrowy wybór dziewczyny Bonda
Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Nie przegap naszych nowych przepisów i najciekawszych artykułów.